Tam tamtaram tadam, będzie bajka:
Dawno, dawno temu na dalekim Krymie rządził Wieki Kniaź. Miał on tylko jednego syna, którego bardzo kochał. Młody knieziewicz miał wszystkiego pod dostatkiem. Nie musiał się o nic martwić, dlatego już od dziecieństwa każdy dzień niemal spędzał na polowaniach wśród stepów i puszczy.
Dawno, dawno temu na dalekim Krymie rządził Wieki Kniaź. Miał on tylko jednego syna, którego bardzo kochał. Młody knieziewicz miał wszystkiego pod dostatkiem. Nie musiał się o nic martwić, dlatego już od dziecieństwa każdy dzień niemal spędzał na polowaniach wśród stepów i puszczy.
Nigdy jednak nie polował na ptaki. Młody kniaź podziwiał te latające stworzenia, kochał je wręcz z maniakalną obsesją. Wiele godzin spędził nad rzeką obserwując wodne ptactwo. Każdego roku żegnał odlatujące na zimę łabędzie i zastanawiał się, jakie cuda zobaczą w odległych krajach. W głębi serca zazdrościł łabędziom ich skrzydlatych podróży.
Obsesja dziedzica coraz bardziej niepokoiła Wielkiego Kniazia. W żaden sposób nie potrafił przemówić synowi do rozsądku, a młody książę coraz częściej opuszczał dom by wałęsać się po lesie, nie mógł jeść ani spać, niknął w oczach. Wielki Książę i jego żona byli zrozpaczeni, lecz syn zdawał się tego nie dostrzegać. Po kilku miesiącach stało się to, co nieuniknione – knieziewicz zaniemógł z wyczerpania i głodu. Trawiła go gorączka, dręczyły majaki i sny o lataniu.
Żaden cyrulik nie potrafił pomóc dziedzicowi. Wielki Kniaź zdecydował się podjąć ostateczny krok, by uratować życie jedynego syna. Zaniósł majaczącego nad rzekę, w której, jak wieść niesie, żyły trzy demony zwane brzeginiami, zazdrośnie strzegące swego brzegu i topiące każdego, kto ośmieliłby się łowić ich ryby.
Zgodnie z obyczajem, Kniaź pozostawił na brzegu dary dla demonów: suknie, srebrne zwierciadło, sznury korali, piękne wianki. Z troską i smutkiem ułożył wśród podarków trawionego gorączką syna i udał się do żony, by oczekiwać do najbliższej pełni.
W nocy brzeginie, zaintrygowane zamieszaniem nad ich rzeką, wyszły na brzeg.
„Jaki piękny chłopiec!” zawołała pierwsza.
„Jest taki smutny…” zasmuciła się druga.
„Zabierzmy go ze sobą!” zaproponowała trzecia.
„Głupia! To człowiek, słaby, miękki i kruchy, od razu się utopi. Co nam po topielcu?” powiedziała pierwsza.
”Ale ja go chcę mieć!” zaprotestowała trzecia.
„Chłopcze, piękny chłopcze, chciałbyś udać się z nami?”
„Chłopcze, damy ci skrzela, chodź z nami”
„Młody kniaziu, zobaczysz świat, o jakim nie śniłeś”
„Piękny chłopcze, chciałbyś mieć skrzela? Damy ci je. Damy ci płetwy i łuski!”
„Ja… skrzydła… ja chcę skrzydła…”
Rozczarowane odpowiedzią brzeginie dały młodemu kniaziowi skrzydła, lecz…
... zamiast rąk.
Księcia to jednak nie obchodziło. Machnął nowymi kończynami raz i drugi, po czym wzbił się w powietrze. Nigdy nie był tak bardzo szczęśliwy, Już nic się nie liczyło – tylko widok koron drzew i daleki horyzont. Leciał bardzo długo. Minął Góry Krymskie, Karadah i Demerdźi, leciał przez Morze Czarne, aż w końcu zmęczony upadł na Wyspie Świętego Iwana.
Gdy trochę odpoczął, dopadł go głód. Niestety, książę nie miał rąk by złapać makrelę, zerwać owoc z drzewa czy nawet podnieść to, co już spadło. Ogarniała go coraz większa panika. Próbował znó wzbić się w powietrze, lecz wciąż był zbyt słaby.
Nie mógł polecieć, nie mógł zbudować tratwy, nie mógł rozpalić ogniska, by się ogrzać. Nabranie sił przed lotem zabierze mu nawet kilka dni.
Nieszczęsliwy ksiażę bardzo długo płakał nad swoją ślepotą i brakiem rozwagi, aż w reszcie znużony zasnął. Minęło kilka dni, aż w końcu młody kniaź umarł z głodu i zimna...
Morał bajki jest taki, że czasam w życiu pragniemy czekoś (lub kogoś) tak bardzo, że sami robimy sobie krzywdę.
Bajkę tę (i wiele innych) opowiadała mi moja prababcia, gdy byłam mała.
Lalek jest w całości mojego autorstwa. Skrzydło-rękawy można zdejmować i zostają normalne ręce. Ubranko (oprócz korony) jest zdejmowalne. Można go zginać jak się podoba, aczkolwiek ma pewne problemy ze staniem o własnych lalkowych siłach. Jak na razie jest to lalka o dość prymitywnej konstrukcji, ale od czegoś przecież zacząć trzeba. Myślę, że jak na pierwszą lalkę wyszło całkiem nieźle. Teraz na tapecie mam porcelankę, którą przerabiam na styl steampunk i równolegle pracuję nad następną własną lalką - tym razem będzie już bardziej zaawansowana. Wiem już jak i co trzeba robić, jak mieszać, odlewać itd., dlatego zapalam się do zrobienia czegoś większego z włosami i oczami. Może nie będzie jeszcze miała ruchomych stawów, ale na pewno będzie lepsza niż Książę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz