W chacie obecnie trwa przymusowy totalny remont, który przyprawia mnie o
nerwicę i czarną rozpacz (moja piękna boazeria! moje śliczne malunki na
ścianach!!!). Wygospodarowałam sobie więc dwa metry kwadratowe
przestrzeni wolnej od pyłu/pobitych kafelek i zabrałam się do naprawy (a
właściwie odziania) pewnej małej Alberonki, która z braku pomysłu
czekała w kredensie od wakacji.
Lalka przed:
Lalka przed:
lalka po:
(koszmarne zdjęcia )
Najwięcej problemu było z peruką, bo żadna posiadana przeze mnie w zapasie nijak nie pasowała do lalkowej buzi. Po głębszym namyśle lalka dostałą w łapki także misia, którego zrobiłam chyba z rok temu, ale jakoś dotąd nie znalazłam dla niego sensownego zastosowania (jak zrobić misia - w następnych postach).
Na sukienkę wykorzystałam starą bawełnianą halkę z lumpeksu, wstążki różnej szerokości oraz wstążkę koronkową. No i zamek błyskawiczny of course. Na szczęście buziunia i cała ogólnie lalka była w stanie idealnym.
Smutna wiadomość jest taka, że rano sporządziłam sobie plan finansowy do końca tego roku i po uwzględnieniu wszystkich oczekiwanych przychodów/planowanych wydatków wyszło, że jakiś sensowny aparat zakupię w czerwcu, a projekt pt. "moja własna lalka ze zginanymi stawami" będzie gotowy gdzieś w okolicach listopada. Dupa, że tak brzydko się wyrażę, ale co zrobić - obiady jeść jednak jakieś trzeba
A jutro kolokwium z fascynującego, porywającego do tańca przedmiotu jakim jest prawo finansowe. W związku z tym rodzi się zasadnicze pytanie: gdzie ja w tym całym burdelu położyłam indeks?!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz