czwartek, 31 października 2013

Franklinowey dylemat moralny

Całkiem niedawno, zupełnie nieoczekiwanie w zasięgu moich łapsk
znalazła się Scarlett O'Hara (ta z "Przeminęło z Wiatrem", grana przez
cudną Vivien Leigh) z serii Franklin Heirloom od Franklina Minta. Bez
głębszego zastanowienia czy oglądania chwyciłam, zapłaciłam i
poleciałam do domu, żeby się głupio do niej wyszczerzyć i obłąkańczo
pochichotać

Poniżej promocyjne zdjęcie lalki:



Gdy pierwsza faza zachwytu minęła, zorientowałam się , że lalka nie ma
chusty, ale to nie jest problem, bo to akurat da się dorobić
Fabryczny brak naszyjnika z koralem z filmu też jakoś mnie nie
zmartwił, bo tez można dorobić (wogóle jak taka szanowana lalkarnia
mogła pominąć w produkcji tak ważny detal...?).

Najgorsze trafiło mnie na koniec: lalka ma kosmicznego zeza! I w
dodatku wytrzeszcz! Domyślam się, że to tylko mój egzemplarz ma ten
feler, bo lalki są malowane ręcznie i indywidualnie. Przez niezbyt
dobry malunek buzi lalka nie przypomina za bardzo aktorki, a to
przecież ma być lalka typu "celebrity",dlatego rzeczony zez boli mnie
wręcz FIZYCZNIE. Sami zobaczcie i oceńcie, czy ta lalka przypomina
Vivien Leigh?


Na zdjęciu nie widać za bardzo tego zeza, ale zapewniam, że jest i
rzuca się w oczy. Zez powstał dlatego, że osoba malująca oczy pacnęła
białą plamkę na źrenicy nie tam gdzie trzeba i Scarlett ma oczy
rozbiegane "na zewnątrz". Lalka ma zwyczajnie durny wyraz twarzy.

Może trochę dramatyzuję, bo lalka sama w sobie jest bardzo ładna, ale
skoro to ma być "celebrity doll", to raczej daleko jej do takiej
buziuni:








Mimo że zdjęcia powyżej przedstawiają lalki winylowe, a nie ceramiczne
myślę, że jak się baaaardzo postaram, to jestem w stanie zrobić z
mojej lalki prawdziwą Vivien Leigh.

Problem jest taki, czy się ośmielić i poprawiać Franklina? Wcześniej
dodawałam tylko jakieś pierdółki typu pasek/bransoletka, a to już by
była poważna ingerencja. Z drugiej jednak strony makijaż robiłabym na
tym co jest teraz, bez zmywania i farbkę akrylowa będzie można
spokojnie zmyć. Przede wszystkim Scarlett powinna dostać
charakterystyczne brwi Vivien, to znaczy lekko ściągnięte i jedną
uniesioną, zieloniaste oczy, ściągnięte złośliwie usteczka i ogólnie
łasicowato-słodki wyraz twarzy, a nie bezmyślny wytrzeszcz.

Myślę, ze mogłabym na próbę pomalować jej buzię na tym makijażu, co ma
i niczym go nie zabezpieczać, wrzucić zdjęcie tutaj i jeśli okaże się,
że fuj, to wszystko delikatnie zmyć. Ewentualnie można ją wysłać do
pomalowania komuś innemu, kto to zrobi "zawodowo".

Co myślicie: malować czy jednak się do niej nie zabierać?

Nadmienię, że naruszenie oryginalności lalki pod kątem kolekcjonerskim
nie będzie dla mnie specjalnym dramatem, bo zbieram okazy według
kryterium "podoba mi się i już".

Bardzo proszę o Wasze zdanie, bo naprawdę nie jestem pewna, co robić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz