piątek, 23 maja 2014

Porcelana na zimno to jest to!

Mam brzydki zwyczaj zaczynania kilku rzeczy i problem z kończeniem ich. Ale tak to jest, że inspiracja czasami ulatuje albo zamienia się w zupełnie inny pomysł :)

Gdy jednak już nawet domownicy upominają, że zaczynanie lalki i zostawianie jej samopas nie jest godne prawdziwego lalkowicza, człowiek winien się nad sobą zastanowić. Pozbierałam zatem wszystkie "napoczęte" lub czekające na naprawę lalki i cierpliwie jej dokańczam. 

Na warsztat poszła pokazywana już Wróżka Chrzestna od Danbury Mint oraz kilka gołych odlewów, które powstały podczas przygotowywania prezentowanych już tutaj lalek. W kolejce czekają teraz bliźniaczka-odlew elfki Aurory, dwie bliźniaczki-odlewy Makabry oraz całkiem nowa lalka :)

Ale i tak nie da się nie myśleć o nowych pomysłach i rozwiązaniach. Cały czas szukam alternatywy dla wypalanej ceramiki (opłaty za użyczenie pieca mnie masakrują!!!). Jeszcze nie znalazłam alternatywy, ale trafiłam na super fajną masę plastyczną, która może przy lalkach być bardzo przydatna - PORCELANA NA ZIMNO!


Są dwie wersje przepisu na tę masę - z etapem gotowania i bez gotowania. Masa na foto jest wersją bez gotowania. Obie są ok. Sprawdzony przeze mnie przepis: http://manualni.pl/zimna-porcelana-bez-gotowania/


Tak naprawdę nie ma to wiele wspólnego z porcelaną, ale dobrze ją udaje, można tą masą uzupełniać uszkodzone figurki z porcelany:


Ogonek na foto jest biały, ale po wyschnięciu robi się półprzezroczysty i szarawy jak wosk, więc trzeba go na koniec pomalować. Teraz wiem, że do uzyskania bieli trzeba do masy dodać biały barwnik. Masę można też barwić innymi specyfikami, np. błyszczykiem kub szminką:

(masa zabarwiona kawałkiem starej szminki)

Muszę ostrzec, że podczas wysychania kolor ciemnieje, więc z barwnikiem nie należy szaleć.

Po drugie, masa jest tłusta i ciężka, więc flaczeje podczas lepienia. Koniecznie trzeba najpierw zrobić sobie "stelaż" z drutu, patyczka lub folii aluminiowej, żeby nam się dzieło nie rozlazło i dopiero tenże szkielet oblepiać masą:

(przed rozpoczęciem lepienia niezbędne jest takie oto wypełnienie figury)


Po trzecie, trzeba lepić w miarę szybko i mieć cały czas grubo nakremowane ręce, bo już podczas lepienia składniki masy wysychają i dzieło może nam pękać.

Ale mimo wszystko efekt końcowy jest bardzo zadowalający - masa jest trwała, sztywna, lśni i przypomina trochę woskowata ludzką skórę :) Przykłady z neta:



Co do zastosowania tej masy plastycznej przy lalkach: udało mi się ją wykorzystać do dorobienia utrąconych paluszków i szczerb w lalkowych buziach, z tym że barwiłam masę błyszczykiem do ust i na koniec też trzeba było lekko podmalować - ale to tylko jeśli chodzi o kolor.

Nie byłabym sobą, gdybym nie sprawdziła jak masa sprawdza się przy tworzeniu lalek. Najpierw wyszło mi coś takiego:



Glowa po kilku dniach wyschła jeszcze bardziej i zrobiła się sztywna oraz cienka. W dotyku i konsystencji masę tę po wyschnięciu można przyrównać do wysuszonego świńskiego ucha jakie daje się psom do gryzienia, dosłownie...

Głowa po całkowitym wyschnięciu:

Powyżej najlepiej widać efekt "świńskiego ucha" - wewnątrz głowy na linii szczęki prześwituje mój palec.


 Lśniąca szarość to naturalny kolor wyschniętej masy, czerwień to tylko moje sprawdzanie jak się po masie rozprowadza kredka pastelowa (rozprowadza się normalnie).


Jeszcze nie wiem co zrobię z tym woskowatym łebkiem, ale na pewno się nie zmarnuje :)



Zachęcam wszystkich do wypróbowania porcelany na zimno, bo lepienie z niej to straszna frajda. No i jest łatwa do zrobienia ;)

piątek, 2 maja 2014

Galadriela z odzysku

Uwaga, niektóre zdjęcia przeznaczone dla czytelników o mocnych nerwach :)



Ostatnio długo nie było mnie widać na blogu, ponieważ na bardzo długo dopadła mnie świnka i światłowstręt. Z tego powodu wszystkie moje lalkowe plany wzięły w łeb (przed Wielkanocą miałam odlewać lalki z wosku :( ) Ale za to wracam z nowymi pomysłami, tutorialami i nowymi lalkami do pokazywania :D

Dziś zaprezentuję Wam coś strasznego, prawdziwy lalkowy koszmar, na który trafiłam podczas wczorajszej wizyty w domu rodzinnym. Pech chciał, że podczas wielkanocnych przygotowań zepsuło się coś w kuchence i trzeba było jechać do pobliskiej wsi do pana, który zajmuje się naprawą kuchenek i ma do nich części.

W celu wyszukania odpowiednich części zostałam zaprowadzona do szopy/składzika, gdzie między częściami gazówek rozciągał się taki widok:







Jak zobaczyłam cały ten syf aż mnie przytkało. Zabrałam wszystkie lalki, jakie zdołałam wygrzebać. Inaczej chyba bym nie mogła spokojnie spać, a właściciel przybytku specjalnie nie miał nic przeciwko.

A wśród tego syfu była ONA! Łysa jak kolano, niekompletna, upaćkana błotem i piękna mimo wszystko. Galadriela z porcelany, od Franklina Minta :)

Oryginalnie lalka powinna wyglądać tak:

(foto z portalu ebay)

i jest wzorowana na ilustracjach Grega Hilderbrandta z czasów przed ekranizacją "Władcy Pierścieni":




W serii lalek pojawiły się także inne postacie, również identyczne jak na ilustracjach do książek: Gandalf, Arwena i Eowyna. Mojej Galadrieli brakowało włosów, złotego płaszcza i kryształu w dłoni. Jakimś cudem jednak uchowała się korona - była założona lalce w pasie pod sukienką.

Wszystko raz dwa zostało wyprane i domyte, a Królowa Elfów dostała nową perukę i kryształowy dzban tak jak w filmie :) :) :)













Do kompletu udało się zaimprowizować małego Froda ;D