Od dziś będę Was zaśmiecać zdjęciami moich własnych lalek! Tak! Bo mam już zdjęcia!
(chwila na opanowanie histerii... ok, już mogę dalej )
Pierwsza lalka, które chcę zaprezentować, wcale nie jest pierwszą wykonaną. Jest za to jedną z największych - ma 56 cm i jedną z tych bardziej szczegółowo odlanych (bo jest z biskwitu, a nie porcelitu). Na razie jest jedynym prawidłowo odlanych egzemplarzem z tego kształtu (nazwałam go Blue Fairy), za to mam jakieś osiem główek niedorobionych i rzesze kończyn. To biskwitowe popiersie (ma biust) osadzone na wypchanym korpusie (ale takim ładnym: z talią, tyłkiem i wogóle, bardzo długo go montowałam) plus biskwitowe kończyny. póki co nie jestem w stanie zrobić dziur na oczy (główka z otworami flaczeje w piecu, a z kolei przy próbie zrobienia dziurek po wypaleniu twarz poszła w drobny mak), więc na razie ma oczka namalowane ręcznie.
Włosy ma oczywiście ludzkie, bo innych nie uznaję. Ryjek jej się świeci jak głupi, bo mazanie środkiem matującym po zrobieniu makijażu to bardzo głupi pomysł. Jeżeli ktoś zna sposób na zmatowienie buzi to będę zachwycona.
Sukienkę i gorsecik wydziubałam sama i muszę stwierdzić, ze to doskonały sposób na odstresowanie się. Problematyczne były skrzydełka, bo po wyszyciu na nich żyłek skręcały się, a prasowania nie chciałam ryzykować. W końcu spsikałam je supertrwałą pianką do włosów i przygniotłam toną gazet.
Lalka jest oczywiście inspirowana bajka o drewnianym pajacyku, niestety zrezygnowałam z charakterystycznych dla Błękitnej Wróżki niebieskich włosów, bo bym nie dostała nigdzie niebieskich ludzkich. Głównym celem przy tworzeniu tego moldu twarzy było uzyskanie takiego kształtu, żeby zależnie od wykonanego malunku buzi mogła ona mieć różne miny - w tym wypadku lalka jest zatroskana (mam nadzieję, ze to widać )
(chwila na opanowanie histerii... ok, już mogę dalej )
Pierwsza lalka, które chcę zaprezentować, wcale nie jest pierwszą wykonaną. Jest za to jedną z największych - ma 56 cm i jedną z tych bardziej szczegółowo odlanych (bo jest z biskwitu, a nie porcelitu). Na razie jest jedynym prawidłowo odlanych egzemplarzem z tego kształtu (nazwałam go Blue Fairy), za to mam jakieś osiem główek niedorobionych i rzesze kończyn. To biskwitowe popiersie (ma biust) osadzone na wypchanym korpusie (ale takim ładnym: z talią, tyłkiem i wogóle, bardzo długo go montowałam) plus biskwitowe kończyny. póki co nie jestem w stanie zrobić dziur na oczy (główka z otworami flaczeje w piecu, a z kolei przy próbie zrobienia dziurek po wypaleniu twarz poszła w drobny mak), więc na razie ma oczka namalowane ręcznie.
Włosy ma oczywiście ludzkie, bo innych nie uznaję. Ryjek jej się świeci jak głupi, bo mazanie środkiem matującym po zrobieniu makijażu to bardzo głupi pomysł. Jeżeli ktoś zna sposób na zmatowienie buzi to będę zachwycona.
Sukienkę i gorsecik wydziubałam sama i muszę stwierdzić, ze to doskonały sposób na odstresowanie się. Problematyczne były skrzydełka, bo po wyszyciu na nich żyłek skręcały się, a prasowania nie chciałam ryzykować. W końcu spsikałam je supertrwałą pianką do włosów i przygniotłam toną gazet.
Lalka jest oczywiście inspirowana bajka o drewnianym pajacyku, niestety zrezygnowałam z charakterystycznych dla Błękitnej Wróżki niebieskich włosów, bo bym nie dostała nigdzie niebieskich ludzkich. Głównym celem przy tworzeniu tego moldu twarzy było uzyskanie takiego kształtu, żeby zależnie od wykonanego malunku buzi mogła ona mieć różne miny - w tym wypadku lalka jest zatroskana (mam nadzieję, ze to widać )
Teraz siedzę i się chichram sama do siebie
Podoba Wam się?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz