czwartek, 31 października 2013

Santon


Dziś będzie mowa o MEKSYKAŃSKICH lalkach przedstawiających starych ludzi, ale żeby napisać o nich, muszę zacząć od wzmianki na temat FRANCUSKICH lalek przedstawiających starych ludzi...


„Santon” to nazwa lalek o glinianych twarzach, które jako jedne z nielicznych przedstawiają osoby stare. Są to lalki francuskie w stylu regionalnym, zaczęto je produkować w XIX wieku. Czasami ich wykonawcy wzorują się na prawdziwych, żyjących ludziach i są naprawdę wyjątkowe. To przedstawiciele różnych zawodów typowych dla prowansalskich wsi, jak. np. praczka, nosiwoda, pasterz gęsi, młynarz, ogrodnik itd. Każda lalka posiada jakiś przedmiot charakterystyczny dla swojej profesji. Co najciekawsze, santony (ich wytwórcy to tzw. Santonierzy) były produkowane po to, by ustawiać je w wielkich bożonarodzeniowych szopkach w kościołach bądź w co modniejszych mieszczańskich domach. Są perfidnie drogie jak na coś, co składa się z kawałka gliny i gałganka, ale każda jest niepowtarzalna, więc cenna dla kolekcjonera. Osobiście posiadam dwie (babcię i dziadka), które na dzień obecny czekają na małą naprawę.

Wracając do Meksyku...

Trzy lata temu wybrałam się na poznańskie Jeżyce (kocham Jeżyce!) w celu odebrania starego wydania „Trzech Muszkieterów” (mojemu lalkowemu szałowi dorównuje jedynie moje skrajne bibliofilstwo). Aby dostać się do drzwi domu pana, który mi książkę miał odsprzedać, musiałam minąć gigantyczny ganek pełen rupieci. Już, już wyciągam rękę do dzwonka, a tam co stoi na parapecie okna z zielonymi szybkami? Strasznie paskudna lalka. Paskudna, bo bura, upaprana i w dodatku z pomarszczoną buzią starej baby.
Moja pierwsza myśl: „Czyżby santon?”. Ale po bliższych oględzinach okazało się, że lalka nie jest z gliny, a ubranko (o zgrozo) ma z polakierowanego papieru! O tak:

Zaintrygowana jak nie wiem co, wyżebrałam ją od jej właściciela. Ostatecznie odkupiłam ją za dwa złote (potem się okazało, że może kosztować od 75 do 200 zł). Nie znalazłam an niej nic oprócz kilku cyferek na podstawce, co nic mi nie powiedziało, natomiast po przejrzeniu zasobów www wciąż przekierowywało mnie na wcześniej wspomniane santony. Uznałam więc, że papierowy potworek jest jakimś zwykłym rękodziełem i bez głębszych refleksji postawiłam trupiszcza na maminym kominku (na co mama z początku protestowała).
Zupełnie zapomniałam o papierowej babce, kiedy podczas szperania na ebayu w poszukiwaniu odpowiedniej szklanej kopułki do nowego lalkowego projektu ( o którym jutro) wpadłam na takiego samego dziadka w papierowym ubranku! Z miejsca dostałam białej gorączki i wysłałam z pięć maili do sprzedającego. Tak, od nitki do kłębka, dowiedziałam się jak to właściwie jest z tymi papierowymi maszkarami.
Co roku we wsi w Meksyku pojawiają się w miejscowym sklepie osobliwe lalki z papier mache. Ludzie nazywają je potocznie „muñecas de carton”, co po polsku oznacza lalkę ze zmiażdżonego papieru. Niektórzy nazywają je także “Las Lupitas”, ponieważ są dostępne jedynie około Wielkanocy (a Santony na Boże Narodzenie, hmm...). Przedstawiają babcie bądż dziadków przy różnych zajęciach typowych dla meksykańskiej biedoty, jak np. zbieranie fasoli lub ziemniaków, noszenie wody czy ścinanie trzciny cukrowej. Obexnie mozna także zakupić śliczne lale w malowanych strojacj kąpielowych, ale to już co innego. Lalki pojawiają się regularnie na Wielkanoc od początku XX wieku, do dzisiaj są strasznie tanie, bawią się nimi małe Meksykanki, natomiast wstrętni Amerykanie kupują je za bezcen I sprzedają na ebayu za 25$. Źli, brzydcy Amerykanie .









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz